O blogu.

Co to za historia?

Jest to opowieść o młodej artystce (przez większość ludzi znanej jako Naranja), która w jednym z programów telewizyjnych poznaje Michała Kubiaka. Wraz z tym wydarzeniem zaczyna się jej walka z przeszłością, chęć zapomnienia o nieszczęśliwej miłości i szalona przygoda z siatkówką... A raczej, mówiąc dosadnie - z licznymi siatkarzami.

Początkowo obcy dla niej świat sportu dzięki kontaktowi z Kubiakiem zaczyna niebezpiecznie porywać ją w wir dosyć nieprzemyślanych kontaktów. Przysporzą jej one niemałe problemy.

Krótko mówiąc "Naranja. Jak zakochałam się w siatkówce." to zabawa w poszukiwanie miłości, która tak naprawdę cały czas jest tuż obok i walka o przyjaźń, w której nigdy nie należy się poddawać.

Poznaj opinie o Naranji u dołu strony i oceń sama! :)

01 sierpnia 2014

Rozdział 46 - Na zmiany kiedyś przyjdzie czas?

- Jakie ty masz mokre łapki! - prychnął Michał, chwilę po tym, jak zasiedliśmy z powrotem na swoich miejscach wśród publiczności. W tym samym momencie prowadzący ogłaszali ostatnią parę, która przeszła do finału. To znak, że program chylił się już ku końcowi.
- Daj spokój, w życiu się tak nie bałam... Nawet wtedy, kiedy brałam udział w tym całym zamieszaniu. - wydukałam, kiwając głową w stronę równie zestresowanych uczestników - Wtedy faktycznie mogło się zdarzyć wszystko, ale miałyśmy przeczucie, że nasza kariera mimo porażki może nabrać tempa. Nie liczyłyśmy, że zajdziemy tak daleko więc uważałyśmy to za ogromny sukces. A teraz? Teraz byłam pod presją zrobienia czegoś nowego, czegoś od siebie. Tak naprawdę od jednej piosenki zależało moje istnienie na scenie. To jak być, albo nie być. Zużyłaś się, albo dalej stać cię na piosenki z klasą...
- I pokazałaś klasę, skarbie. - wszedł mi w słowo i objął czule, pozwalając tym samym upuścić wszystkie złe emocje - Powróciłaś w wielkim stylu. Tak robią najlepsi!
- Wiesz coś o tym? - zachichotałam wtulając się w jego bok. Powoli zaczynałam rozumieć, że nigdy nie należy się poddawać, bo wszystkie marzenia są na wyciągnięcie ręki. Jeżeli czegoś pragniemy z całego serca i również całym sercem dążymy do tego celu - wygramy. Bo wygraną powinna być dla nas sama próba osiągnięcia celu. Wytrwałość w jego zdobywaniu. Hart ducha.
- Gratuluję, niezły kawałek. Pokazałaś w nim kawał głosu. - mamrotnęła ledwo słyszalnie postać, która ni stąd ni zowąd pojawiła się obok mnie - Zaśpiewałaś tak, jak dawniej my, razem...

I znowu przypomniałam sobie, jak stałyśmy na scenie trzymając się za ręce w oczekiwaniu werdyktu. 
I znowu miałam ochotę zapłakać, że to już nie wróci... 

Zamurował mnie ten sentymentalny powrót do wspólnej przeszłości. Nie spodziewałam się tego po Laurze tym bardziej, że pewność siebie, którą emanowała jeszcze miesiąc temu przekraczała wszelkie granice przyzwoitości. Była tysiąc metrów nade mną i milę przede mną, jeśli mowa o istnieniu na scenie.
- Też czułaś ten dreszczyk emocji? - wysiliłam się na naturalność rodem z dawnych czasów. W głębi duszy chciałam naprawić nasze relacje. Czułam, że czas zagoił wszystkie rany powstałe w naszej walce.

Strasznie miękkie z ciebie jajo, Pat.

- Było inaczej. - uniosła jeden kącik ust ku górze, a mnie zrobiło się ciepło na sercu - Tłumy na sali nie robiły już takiego wrażenia, co kiedyś.
- Kiedyś stałyśmy tam razem. To był nasz pierwszy raz na scenie, może to dlatego...
Po tych słowach nastała jedna, wielka niezręczna cisza. Popatrzyłyśmy na siebie, delikatnie drgając wargami. Żadna z nas nie odważyła się niczego powiedzieć. Żadna nie chciała przyznać się do swoich uczuć.

Za ostatni grosz kupię dziś chociaż cień tamtych dni...

- Chciałabym z tobą poważnie porozmawiać. - przerwała milczenie - Mam ci sporo do opowiedzenia, a jeszcze więcej do wyjaśnienia.
- Wiesz co... - na te słowa mój głos zadrżał niespokojnie. Próbowałam to ukryć przegrzebując torebkę, w zasadzie sama nie wiem dlaczego. Chciałam zrobić wszystko byleby teraz nie patrzeć jej w oczy, bo na samą myśl o tej trudnej rozmowie podskakiwało mi ciśnienie. Minęło trochę czasu, nim trzęsącymi się rękoma wygrzebałam jakąś obskurną karteczkę, na której szybko zapisałam swój numer telefonu - Za niecały miesiąc wpadam do rodziców na dłużej. Może umówimy się wtedy na kawę?
- Za miesiąc? - powtórzyła ledwo słyszalnie, delikatnie wzdychając - Szkoda, że muszę tak długo czekać...
- Sama widzisz, że tu nie ma warunków do rozmowy. - brutalnie weszłam jej w słowo, szybko gryząc się w język. Walcząc z rozchwianymi emocjami pospiesznie chwyciłam Michała za rękę, aby poczuć się pewniej. Ten zacisnął ją trochę mocniej dodając mi otuchy. - Niestety tuż po programie szybko uciekamy do domu, żeby spakować rzeczy i rano dotrzeć na lotnisko...
- Jedziecie na wakacje? - usłyszałam jej równie drżący głos. Brzmiał tak, jak gdyby miała się za moment rozpłakać.
- Tak, w końcu! - uśmiechnęłam się pod nosem, wzrokiem błądząc za rękami, które po raz kolejny walczyły z wnętrznościami torebki - Czas odpocząć po tej studyjnej harówce. 
W tym samym czasie poczułam, jak Michał delikatnie zaczął wbijać mi paluchy w bok. Chciałam skarcić go wzrokiem, ale gdy ujrzałam jego delikatnie zdezorientowaną minę, szybko przeniosłam spojrzenie na obiekt jego zainteresowania. Na Laurę.
- Nie, sorry, przepraszam... - wydukała, na szybko ocierając pojedyncze łezki - Nie przejmujcie się mną.
- Ale coś się stało?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że znowu ze sobą rozmawiamy. - przerwała mi pospiesznie, niezbyt przekonująco tłumacząc się ze swojego stanu - Tęskniłam za tym.
- Mnie też jest bardzo miło... - nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, sytuacja ta wykraczała poza wszelkie moje wyobrażenia.

Laura chętna do zgody?  

To ostatnia osoba, która chciałaby zakopać topór wojenny. Nie znałam bardziej upartej kobiety niż ona, ale ta upartość pozwoliła jej przetrwać na scenie i w świadomości słuchaczy.

Może to jakiś podstęp? 

Nie wyglądała jednak na osobę, która chce się odegrać... Z resztą - swoje w tej kwestii już zrobiła. W tej chwili o wiele bardziej przypominała kogoś, kto potrzebuje pomocy, wsparcia. Przypominała człowieka, któremu zawalił się cały świat.

Co więc dała jej ta bezsensowna wojenka?

Jaki jest wynik gry? Nie wiem, nie pytaj mnie.
Jak na imię tej grze? Tego nie wiem już też.

                  Czułam się nieco ograniczona. Ból przez nią zadany na zmianę z wielkim poczuciem empatii uderzał we mnie z każdą sekundą patrzenia w jej czarne oczy. Nie wiedziałam, jak reagować, nie wiedziałam co mówić... Podałam jej jedynie dłoń na pożegnanie. Stchórzyłam.
- Do zobaczenia wkrótce.
- Oby... - westchnęła, a moje serce zadrżało. Chyba dalej pałałam do niej przyjacielską miłością.

* * *

                  Oczy kleiły mi się do siebie negocjując jeszcze odrobinę snu. Absolutnie nie brały pod uwagę tego, że musiałam biegać po katowickim lotnisku za swoim niemal dwumetrowym facetem, który jakoś dziwnie potrafił udawać żywego po naszym całonocnym maratonie. Jak dobrze, że trzymał rękę na pulsie! W przeciwieństwie do mnie, oczywiście, bo w tamtym momencie można było mnie zakwalifikować do bagaży podręcznych. Jedyne co robiłam, to chowałam się pod silną ręką Michała, przesypiając cały godzinny przelot do Warszawy. Ba! Miałam wrażenie, że przespałam całą odprawę!
                  W Warszawie czekał na nas bezpośredni samolot do Serbii. To właśnie tam mój wybranek zażyczył sobie odpoczynku, w dalszym ciągu nie ujawniając mi nazwy miejscowości, do której się wybieraliśmy.

Belgrad, czy gdzieś dalej? Nienawidzę takiej niepewności!

No dobra, lubię niespodzianki, ale tylko te, o których nie wiem do samego końca. W przeciwnym razie jestem w stanie wywiercić komuś dziurę w brzuchu, byleby wyciągnąć od niego choć trochę informacji.
- Daj mi spokój! - Michał zaplótł swe ręce na piersiach, mocno przymykając powieki - A teraz idę spać!
- Ale Misiek... - jęknęłam słodko - Ja muszę wiedzieć. Powiedz mi, proszę!
- I tak już wiesz za dużo.
- Cóż za wredne tablice informacyjne na lotnisku, zdradziły mi gdzie lecimy! - ironizowałam, wywracając oczami - Daj spokój, dobrze wiesz, że nie byłbyś w stanie tego przede mną ukryć. I na dworcu i na lotnisku i gdziekolwiek indziej...
- Mogłem ci zawiązać oczy i przy okazji zatkać te śliczną buźkę. - skrzywił się we śnie, co jeszcze bardziej mnie podirytowało.
- Michał! - warknęłam cichutko, na co odpowiedział tym samym.
- Przestań jęczeć!
- A jak cię ładnie przekonam? - wymruczałam mu do ucha, wkładając łapkę pod koszulkę i delikatnie łaskocząc go po ładnie wyrzeźbionym brzuchu.
- Tutaj, w samolocie? - momentalnie się przebudził, spoglądając na mnie ponętnym, lecz nieco zaspanym wzrokiem.
- Nie tutaj, głuptasie! - zarumieniłam się na te słowa - Na miejscu, w Serbii. Tam, no... Gdzie to jedziemy?
- Marny podstęp myszko, niczego się nie dowiesz. - pstryknął mnie w nos, słysząc moje pytanie - A teraz żyj w słodkiej nieświadomości, gdyż albowiem idę spać.
- Menda. - zacisnęłam usta w geście obrazy i momentalnie odwróciłam wzrok za szybę samolotu.
- Też cię kocham. - pogłaskał mnie po kolanie i oddał się słodkim objęciom Morfeusza. 
                  Dolecieliśmy. Po deszczowym pożegnaniu z naszym krajem czekał na nas upalny, południowy klimat. Trzeba przyznać, że skutecznie udało nam się uciec od typowo wiosenno-letniej, polskiej pluchy. Po ostatnich, lotniskowych formalnościach, szybko wypakowałam z jednej z toreb lżejsze ubranie, a pobliska toaleta, posłużyła mi za przebieralnie. Upał był nie do wytrzymania!
- To teraz dowiem się, gdzie spędzimy najbliższe kilka dni? - zapytałam Michała, gdy ten też zdążył przebrać się w lżejsze ciuszki.
- Tak skarbeczku... - przycisnął mnie do swego boku, pokazując jedną z ulotek wynajętego przez niego biura podróży. Było na niej widać sporej wielkości hotel, z którego rozpościerał się widok na jedną z wysepek pełnych wakacyjnych atrakcji.
- To tu? W Belgradzie? - zmarszczyłam brwi w geście zadumy. Dam sobie rękę uciąć, że gdzieś już widziałam to miejsce!
- Nie podoba ci się? - zapytał, niepewnie na mnie spoglądając.
- Proszę cię... - skarciłam go wzrokiem - Jest ok, absolutnie nie narzekam...
- Super, w takim razie w drogę! - zaczął pośpiesznie zbierać nasze bagaże, jakby w ogóle nie przejmując się moim zdaniem - Zostawimy manatki i od razu uciekamy na miasto!
- Naprawdę ci się chce? - jęknęłam, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Byłam trochę senna, a to w połączeniu z upałem jest dawką całkowicie usypiającą.
- Szkoda czasu! - uśmiechnął się szeroko, jedynym wolnym palcem chwytając mnie za dłoń i ciągnąc za sobą - Tylko szybko, póki jest wolna taksówka!
                  Cały dzień - tyle zajęło nam zapoznawanie okolicy. Baraszkowaliśmy po kawiarenkach w poszukiwaniu lodów, których wsunęliśmy kilka porcji, przeglądaliśmy jeden z targów, na którym kupiłam sobie kolejny fajny ciuszek, szukaliśmy ciekawych klubów, gdzie będziemy mogli zarywać kolejne noce... Nic dziwnego, że po powrocie do hotelu padałam z nóg.
- Tego mi było trzeba! - westchnęłam, stojąc w łazienkowych drzwiach i wycierając się po chłodnym prysznicu. Na ten widok Michał rzucił się w moją stronę, obejmując mnie od tyłu.
- Pół godziny taplania się w wodzie to marzenie każdej kobiety... - prychnął, szybko zmieniając temat - Może za jakąś godzinkę pójdziemy na dach hotelu, żeby zobaczyć śliczny zachód słońca nad Dunajem? - wyszeptał mi do ucha. Nie spodziewałam się po nim takiego przypływu romantyzmu... I szczerze mówiąc węszyłam w tym jakiś podstęp. Takie propozycje? Sam od siebie? Niemożliwe!
- Oooo, jakiś ty romantyczny... - posłałam mu całusa w powietrzu, szeroko się przy tym uśmiechając - Jeżeli do tego czasu nie zasnę to z miłą chęcią!
- W takim razie ubierz się jakoś seksownie i... - zaczął dotykać palcami moich nagich pleców, delikatnie całując szyję.
- I? - przygryzłam ponętnie wargę, śledząc jego poczynania.
- I tam czeka na ciebie dalsza część niespodzianki. - na zakończenie pocałował mnie czule w ramię, sprytnie zajmując mnie swoim spojrzeniem do czasu, aż nie schował się za drzwiami łazienki.
- Już nie mogę się doczekać... - uśmiechnęłam się pod nosem, po chwili bijąc pięściami w drzwi do toalety - Ale nie chowaj się, tylko powiedz mi o co chodzi!
                   Dwudzieste, dwudzieste pierwsze, dwudzieste drugie... Przeciążona winda ledwo niosła nas na wyżyny naszego hotelu. Przeskakując z nogi na nogę i obciągając krótką sukienkę pod wpływem rozochoconego spojrzenia jednego z "podróżujących" z nami arabów zaczęłam żałować tego miśkowego przypływu romantyzmu. Wywracając ostentacyjnie oczami odwróciłam się w stronę lustra, żeby powalczyć ze swoją niesforną grzywką, jednak nic nie pomogło mi uciec od jego żałosnego spojrzenia. Cały czas wędrował wzrokiem po moim ciele, oblizując się przy tym obrzydliwie. Miałam ochotę trzasnąć go w twarz, a następnie zapaść się pod ziemię... Na szczęście Michał w porę zauważył moje skrępowanie. Pewnie objął mnie swym ramieniem, przy okazji karcąc nachalnego amanta nienawistnym spojrzeniem. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, widząc groźną minę Kubiego i zdezorientowany wyraz twarzy mojego podrywacza.
                   Kiedy dotarliśmy już na ostatnie piętro przy samych drzwiach przywitał nas kelner z dwoma kieliszkami wina. Michał skinął głową dziękując mu za usługę i podał mi jeden z kryształów. Gdy zostaliśmy już sami uśmiechnął się do mnie patrząc mi głęboko w oczy i bez słowa obijając brzegi kieliszków, przyciągnął nasze ciała ku sobie.
- Jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą na ziemi. Wypijmy twoje zdrowie. - powiedział z powagą, po chwili maczając swoje usta w czerwonym trunku. Na te słowa zarumieniłam się i nie do końca wiedząc co mam robić, zaczęłam powielać jego ruchy.
- Nasze zdrowie. - wtrąciłam opierając swoje usta o zimne szkło, na co Michał uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie zdrowie państwa Kubiaków! - uniósł kieliszek ku górze i po drugim toaście szybko chwycił mnie za rękę prowadząc przez oszklony korytarz. Piękna sala, oświetlana przez promyki zachodzącego słońca sprawiała, że na moim ciele pojawiły się dreszcze. Od tej pory już kompletnie nie wiedziałam co mnie czeka.
- Teraz zajmiemy bardzo fajne miejsce z widokiem na wysepkę, na zachód słońca i na jedno z ważniejszych wydarzeń w mieście. Proszę cię tylko, żebyś zachowywała się bardzo cicho.
Przytaknęłam niemo na te słowa starając się nie obijać szpilkami szklistej podłogi. Teraz już na poważnie zaczęłam się bać się tego co zobaczę. Michał nigdy nie był taki tajemniczy.
                   Dotarliśmy do małego, ślicznie zastawionego stoliczka. Za oknem, w oddali, fale Dunaju odbijały pomarańczowe promyki słońca, przez co widać było jedynie kontury budynków i spacerujących wczasowiczów. Będąc pod zupełnym wrażeniem przyglądałam się na zmianę i Michałowi i prześlicznym widokom, powoli usadawiając się na swoim miejscu.
- Pani pozwoli... - mój ukochany szarmancko podsunął mi krzesło, po chwili siadając naprzeciwko mnie.
- Michał, tu jest cudownie. - westchnęłam, mocno chwytając go za rękę z podniecenia.
- A to jeszcze nie koniec... - mrugnął do mnie okiem, podając kartę dań - Wybierz coś dla siebie, tylko szybko, bo zaraz zacznie się seans.
Przymrużyłam podejrzliwie oczy, po chwili zamawiając u tego samego, przemiłego kelnera jedno z dań. Gdy zniknął już w oddali, Michał zebrał się w sobie, powodując u mnie jeszcze większe bicie serca.
- Myślę, że to najlepszy moment, żeby zacząć... - wyszeptał tajemniczo, uśmiechając się szeroko - Spójrz w dół.
                   Z lekkim strachem zerknęłam na wielki taras, na którym znajdował się hotelowy basen. Tuż przy nim stał identycznie zastawiony stoliczek na którym czekało danie główne i mnóstwo świec. Po kilku sekundach zmierzała ku niemu para. Ona, ubrana w śliczną, pastelowo - żółtą sukienkę, która idealnie podkreślała jej opaleniznę i kruczoczarne włosy... I on, ubrany w koszulę z podwiniętymi rękawami, które odsłoniły kilkanaście bransoletek. To dzięki nim zidentyfikowałam owych osobników.
- Jezu... - szepnęłam pod nosem uświadamiając sobie skąd znam to miejsce, skąd znam tych dwojga i czego za chwilę będę świadkiem - ...to Dominika i Michał. Ale oni przyjechali tu, żeby... - w gardle stanęła mi wielka gula. Byłam potwornie szczęśliwa, że mogę zobaczyć oświadczyny moich przyjaciół z bliska.

Genialna niespodzianka, panie Kubiak!

- Na własne oczy zobaczymy, jak rozpoczyna się historia państwa Łasko. - wtrącił Michał, chwytając mnie mocniej za rękę. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia.
- To najcudowniejsze, co mogło mnie w tej chwili spotkać... - powstrzymując się od łez, podeszłam pod swojego ukochanego, żeby bardzo mocno go przytulić - Dziękuję.
                   Siedząc na kolanach Michała powoli uspokajałam emocje i upajałam się widokiem szczęśliwych zakochanych. Siedzieli naprzeciwko siebie, zajadali się owocami morza i cieszyli się rozmową, której nie było końca. Cały czas śmiali się, żartowali... Nie porzucali przy tym atmosfery miłości ani na moment. A my? My siedzieliśmy wtuleni w siebie kołysząc się z boku na bok, cały czas próbując podchwycić choć maleńki fragment ich zawziętych konwersacji.
- A co jak Domi powie "nie"? - wyszeptał Misiek, powodując u mnie maleńki dreszcz emocji.
- Nie krakaj, głupku. - warknęłam mu do ucha - Wątpię, żeby nie chciała. Jest z nim szczęśliwa, kocha go ponad życie, spodziewają się dwóch małych Łasków... Czego chcieć więcej?
Na te słowa Michał spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem, uśmiechając się delikatnie.
- A ty byś się zgodziła?
- Jak zapytasz to się dowiesz! - beztrosko poczochrałam go po głowie, na co podniósł nas z miejsca i uklęknął przy mnie powoli. Miałam nogi jak z waty. Za dużo tych emocji jak na jeden wieczór.
- Patrycjo...
- Nie wygłupiaj się! - mój głos zadrżał, a wzrok przeniósł się na Michała i Dominikę, którzy tkwili w tej samej pozycji - Boże, u nich też się zaczęło!
- Cholera... Ściągaj obcasy, zbiegamy na dół!
                   Po małym maratoniku po hotelowych korytarzach dotarliśmy do wyjścia na basen. Tam czekał na nas personel, który podał nam lekko rozkręconego szampana i cztery kieliszki. Czekaliśmy tylko na to, aż Michał założy Dominice pierścionek i będziemy mogli wejść z przytupem, radując się ich szczęściem. Para spokojnie spoglądała sobie w oczy, wykonując bardzo delikatne ruchy. Wyglądało to tak, jakby bali się, że spłoszą siebie nawzajem. Ona delikatnie skinęła głową, on nałożył jej pierścionek i ucałował w dłoń, ona objęła jego twarz i musnęła wargi... Razem z ekipą kelnerów z zapartym tchem przyglądaliśmy się temu wydarzeniu, cały czas będąc w ukryciu. Pod koniec zdradził nas jeden chłopak, który nieśmiało zaczął bić brawo. W ślad za nim poszła cała ekipa. To był znak, że musimy wejść do gry.
                   Michał jak szalony zaczął oblewać ich szampanem, ja natomiast najgłośniej jak się dało odśpiewałam "sto lat". Para skrzętnie chowała się w swoich objęciach przed szalejącym Kubiakiem, śmiejąc się w głos i od czasu do czasu muskając swe usta ze szczęścia.
- Kochanie, szykuj kieliszki na resztki szampana! - pod koniec szampańskiego deszczu, zadowolony Kubi lekkim krokiem skierował się w moją stronę.
- Widząc ile tego zostało, piszę się jedynie na zlizywanie resztek z mojej ukochanej. - wywrócił oczami Łasko, uśmiechając się pod nosem z wyczynów przyjaciela.
- Nie wnikamy co będzie się u was działo dziś wieczorem! - Kubi uniósł ręce w poddańczym geście, odstawiając na bok pustą butelkę.
- Bez obaw, więcej małych Łaskosiów nie będzie. - prychnęła Dominika, puszczając nam oczko - Ale Kubiaczkami nie pogardzimy!
- Jak spełnimy się rodzicielsko przy waszych, to pomyślimy. Póki co możemy potrenować robienie dzieciaków na sucho... - poruszał brwiami Kubiak, ostentacyjnie klepiąc mnie po tyłku. Po głośnym parsknięciu Miśka Łasko, pokręciłam głową z zażenowania.
- Ty tylko o jednym... - zmrużyłam oczy z zażenowania i nie zważając na nic podeszłam pod świeżo upieczonych narzeczonych - Gratuluję wam z całego serca!
- Czekamy na weselicho! - Misiek przystanął przy mnie, przepraszająco mnie obejmując.
- A my czekamy na waszą kolej... - prychnęli wraz, po czym rzuciliśmy się sobie w ramiona po raz kolejny gratulując tak wielkiego szczęścia.

*  *  *

- No i znowu zaczyna się zapierdol. - wymruczał Michał, bezmyślnie gapiąc się na stojące w korytarzu walizki. Byliśmy już w Jastrzębiu, szalone pięć dni w Serbii niestety dobiegło końca.
- Przecież uwielbiasz sezon reprezentacyjny...
- Ale nienawidzę samego momentu przejścia z wakacji do treningów. Przez chwilę miałem czas tylko dla siebie i bliskich, a teraz... Kurwa nie oszukujmy się: dwa tygodnie wolnego nie zrekompensują ci roku sezonu ligowego! Nie wynagrodzą tego, że mnie znosisz przed trudnymi meczami, tego, że często wybywam z domu...
- Najważniejsze, że kochasz to co robisz. - pogłaskałam go po dłoni, delikatnie wzdychając. Choć to brutalne to miał trochę racji. Chciałabym mieć go przy sobie na dłużej, ale jak nie jego treningi to moje nagrania wchodziły nam w paradę. Oboje jesteśmy temu winni... Ale czy można być winnym oddając się ukochanemu zajęciu? Czy można mieć wszystko na raz na sto procent: od miłości po pasję?
- Ale bardziej kocham ciebie! - zacisnął usta z nerwów, co wydawało się być nad wyraz słodkie. Nie spodziewałam się tak emocjonującej rozmowy tuż przed jego wyjazdem do Spały.
- No dobrze, przyznam szczerze, że sama świadomość tego, że zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie na meczu trochę mnie dobija... - skrzywiłam się delikatnie, patrząc na nasze złączone dłonie - Ale sama nie jestem lepsza. Jak wyglądały ostatnie tygodnie? Moje gonitwy po studiach nagraniowych, moje zapaści zdrowotne?
- Jesteśmy tu po to, żeby być przy sobie i sobie pomagać...
- Dlatego będziemy w kontakcie zawsze wtedy, kiedy będzie nam źle. - pogłaskałam kciukiem wierzch jego dłoni - Nie mam pretensji i chcę cię widzieć szczęśliwego na boisku. Pokochałam ten widok, tę grę i twoją radość. Tak jak ciebie zaboli przejście z jednego stanu, ale postawi na nogi walka w drugim, tak mnie nasza rozłąka, ale podbuduje radość z twojej gry. Po wakacjach wróci wszystko do normy...
- Przestań mnie pocieszać, jestem beznadziejny. - cisnął przeciwdeszczową kurtką na jedną z toreb, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Jesteś najlepszym facetem pod słońcem! - cmoknęłam go w policzek, wciskając w dłoń małego słonika na szczęście - ...i najlepszym siatkarzem. Powodzenia w meczu z Serbami.
- Nie dziękuję... - uśmiechnął się do małego podarunku, mocno ściskając go w dłoni, po czym szybko posmutniał - Muszę już uciekać.
- Idź, póki mam chęć cię wypuścić. - przytuliłam go mocno, z całego serca pragnąc go przy sobie zatrzymać.

*  *  *

- Dzwoniła w końcu do ciebie? - krzyknęła Dominika z kuchni, przygotowując nam herbatę. Odkąd Michał wyjechał do Spały mieszkanie Łasków było dla mnie drugim domem. Przynajmniej tam mogłam się do kogoś odezwać.
- Laura? -  zająknęłam się delikatnie słysząc po raz kolejny to pytanie - Nie. Musze do niej wpaść jak będę u rodziców.
- Mówię ci, ona cię olała. - machnął ręką Łasko, który w tym momencie oglądał telewizję. Dlaczego nie był na zgrupowaniu swojej reprezentacji? Miał małą kontuzję, przy okazji wziął sobie za cel jak najszybsze załatwienie spraw związanych ze ślubem - Jakby serio miała ochotę ci coś wyjaśnić od razu by do ciebie zadzwoniła...
- Może nie ma czasu? - zaczęłam ją bronić - Kręciła nosem, jak mówiłam jej, żeby odezwała się miesiąc później.
- Albo się rozmyśliła!
- Michał... - Dominika starała się ostudzić emocje chłopaka - Nie ma się czym martwić na zapas. Nie odzywa się i dzięki temu oszczędza nam trochę nerwów.
- Albo zabiera kolejne... - jęknęłam zażenowana.
- Naprawdę chciałabyś zacząć z nią od początku? - zapytała przyjaciółka, po chwili maczając swe usta w zielonej herbacie.
- Boję się. - westchnęłam - To ode mnie się zaczęło. To ja nie powiedziałam jej, że dostałyśmy propozycję za granicą. Olałam ją, zagrałam nie fair.

Srebrników garść przekonała nas, że kiedy dają - to brać.
Każdy głupi to wie.

- Sama nie zagrała fair. Mogła odegrać się w sferze zawodowej, nie prywatnej. - syknęła Domi znad filiżanki - Albo inaczej! Skoro uważała się za przyjaciółkę to w ogóle nie powinna tak robić!
- Obie zawaliłyśmy... - skrzywiłam się na samą myśl o tej sytuacji - Najpierw dałybyśmy się za siebie pokroić, później kroiłyśmy siebie nawzajem...

Wczoraj niewinni tak, dzisiaj pionki w grze;
Wczoraj błękitny wiatr, dzisiaj duszny, zły sen.

- Nie wiem. - Dominika wzdrygnęła ramionami - Nie wiem, co zrobiłabym na twoim miejscu. Ale... - westchnęła ciężko - Chyba nie byłabym stanie odegrać się na tobie w ten sposób.
- Wyszły z nas wredne suki i tyle... - machnęłam ręką - Chcę ją za to przeprosić. Skoro wyszła z inicjatywą rozmowy to warto spróbować. Widocznie ma czyste intencje.
- Albo nie ma się do kogo odezwać i szuka debila, który znowu się do niej przytuli...
- Łaskoś, serio przesadzasz! - warknęła Dominika.
- Ale jak wytłumaczyć ten wielki przełom w jej zachowaniu?! - syknął Michał - Nie ma już faceta przy boku, nie ma dziecka, odeszła od pierwotnej formy kariery za co tez dostała w tyłek... Nie układa się jej, to chwyta się ostatniej deski ratunku. Przecież widziała, jak cierpiałaś po tym wszystkim. Tym bardziej wiedziała, że zechcesz do niej wrócić.
- Myślę, że tak czy inaczej warto wysłuchać jej wersji. - zaczęłam nerwowo stukać palcami o blat stołu - Nie odważyłabym się tego zrobić jeszcze pół roku temu... Teraz niczego się nie boję!
*  *  *

- Jeju! Zobaczę reprezentację! - jęczała Angelika, która tuż po swoim pierwszym sezonie w DevelopResie przyjechała pochwalić się swoim wielkim sukcesem - brązowym medalem. Dzięki tej radości zrobiła niezłe zmieszanie... W ogóle w moim mieszkaniu panował wielki harmider. Oprócz rozanielonej siostry pojawili się jeszcze moi rodzice i ciocia, która wraz z moją mamą była niesamowicie podekscytowana wyjazdem do ich rodzinnego Milicza. Nie dziwię się - przed nimi rodzinne spotkania i siatkarskie emocje. Ba! Po raz pierwszy zobaczą w akcji Michała w biało-czerwonej koszulce reprezentacyjnej. Ja też. I nie mogę się doczekać!
- Jedną trzecią składu męczyłaś na co dzień, Angel... - jęknęła Dominika, słysząc pojedyncze westchnienia mojej siostry.
- Ale Igła w pasiaku to nie Igła z flagą na piersi!
- Krzysiek to chyba ma cię szczerze dość... - wywróciłam oczami słysząc po raz kolejny o resoviackim libero.
- Nikt mnie nie ma dość! Ani Krzysiek, ani Zbyszek, ani Grzesiek...
- A ty Kosiny nie masz dosyć? - podpytała zaczepnie Dominika.
- Daj spokój, dzięki niemu miałam piątkę z historii na koniec roku!
- Huh, podziało się. - uniosłam brwi z wrażenia. Nawet w Kielcach nie miała takich wyników w nauce.
- Jak to siatkarze mogą być lekiem na wszystko... - wtórowała mi Dominika, nakręcając bardziej młodą do chwalenia się swoimi osiągnięciami.
- Grześ pomógł mi jeszcze w lekturach z polaka i w WOSie! Do tego Paul w angielskim, Jochen w niemieckim...
- Boże, wszystkich zaciągnęła do książek. - wywróciłam oczami z niedowierzania. Zauważyłam, że wyjazd do Rzeszowa zmienił moją siostrę. Miała więcej przyjaciół, była bardziej otwarta i w końcu uwierzyła w siebie. To był bardzo dobry wybór. Najbardziej utwierdził mnie w tym fakt, ze cała droga z Jastrzębia do Milicza to był jej jeden wielki jazgot szczęścia.
                   Sala w Miliczu była odrobinę większą salą gimnastyczną, na której nie pomieściło się zbyt wielu kibiców. Mimo to atmosfera była niesamowita! Tak samo odśpiewaliśmy hymn, dzięki któremu moje serce zadrżało z podziwu, tak samo ostro dopingowaliśmy chłopaków, tak samo cieszyliśmy się ze zwycięstwa, co w wielkiej, klasycznej hali. Widziałam szczęśliwego Michała i ani trochę nie przypominał tego Miśka, który z grymasem na twarzy wyjeżdżał do Spały... Trzeba przyznać - ogromny wysiłek związany z ciężką pracą i rozstaniem opłacił się - gra wychodziła mu równie świetnie, co w sezonie ligowym. Był zewsząd wychwalany, a ja byłam z niego dumna. Nie tylko dlatego, że był najlepszy. Najbardziej rozczuliły mnie dawno nie widziane, ale równie szeroko komentowane przez wszystkich sceny. Michał znów stał na boisku obok Zibiego, znów byli w stanie podać sobie rękę, klepnąć się po ramieniu, pochwalić za swoją grę. Nie było między nimi tej chorej rywalizacji sprzed kilku miesięcy. To znak, że każdą przyjaźń da się naprawić.

Powinnam to samo zrobić z Laurą?

                  Potrząsnęłam głową odganiając wszystkie myśli, kiedy w moją stronę zmierzał zmęczony, ale wielce uradowany wygraną ukochany. Cieszył się, że zdobył najwięcej punktów, że wygrali i że kibice uwierzyli w nich na nowo. 
- Gratuluję! - mocno przycisnęłam jego usta do swoich, nie zwracając uwagi na spływające po nim krople potu.
- No ogień na boisku! Tak trzymaj, Miś! - wykrzyczała za mną moja siostra, zamaszyście machając do swojego szwagra. Michał prychnął tylko śmiechem i z podziwem poruszając brwiami zaczął gładzić mnie po plecach.
- Niezłą rzeszę kibiców mi przywiozłaś! - krzyknął z podziwem, kierując się w stronę Angeli, Dominiki i moich rodziców.
- Pamiętaj, że kibic numer jeden wtula się w ciebie pod twoją pachą...
- Wiem skarbie. - ucałował mnie w czubek głowy, przerywając próbę mojego monologu - I zapewniam, że tylko ty masz swojego idola tak blisko...
Słowa te wypowiedziane w perspektywie tysiąca pisków stojących koło nas fanek brzmiały jak zapewnienie, że najważniejsza osoba jest tuż przy nim, obok. Że nie ma zamiaru oglądać się za kimkolwiek innym, nie ma zamiaru sprawiać też, żebym czuła się źle z tysiącami fanek, które mdleją na jego widok...
- Rozumiem kochanie, że nie chcesz prowokować u mnie wybuchów zazdrości, ale mógłbyś rozdać kilka autografów. Nie uciekaj od nich. - poklepałam go po brzuchu, kiedy przywitał się już z moją rodziną, a szerokim łukiem zaczął omijać grupki dzieciaków.
- Nie lubię tego. - rzucił oschle, wzdrygając ramionami.
- No bez przesady, przecież to oni najwierniej ci kibicowali! - warknęłam w jego stronę, delikatnie się oburzając.
- To rozdaj kilka ze mną. - westchnął ociężale - Choć jak wejdziemy w ten tłum to na kilku się nie skończy...
- Dobra! - odpowiedziałam, mocno chwytając go za rękę - Do podpisów przystąp!
                   Na początku nieco szorstki, później coraz bardziej szczęśliwy Michał wkręcił się w wir fanów, tym bardziej, że zaczęliśmy sobie z tego stroić niezłe żarty. Podpisywaliśmy się równocześnie na tych samych kartkach dorysowując serduszka, zaczęliśmy robić śmieszne fotki z rączki... Ogółem atmosfera wrzuciła na pełny luz!
- Widzę, że nowa gwiazda reprezentacji nam rośnie! - prychnął Zibi widząc mnie w tłumie siatkarskich fanów. Od razu na jego widok rzuciłam mu się w ramiona.
- Huhuhuuu, takiego przywitania się nie spodziewałem!
- Siostrę mi zmieniłeś, za to serdecznie ci dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, delikatnie kręcąc głową z podziwu - Myślałam, że wyjdą z tego same tragedie, a tu proszę.
- No tak, dla ciebie to odrobina wdzięczności, a dla mnie dzień focha z moją piekielnie zazdrosną dziewczyną... - kręcił głową, spoglądając na jedną z wyższych blondynek. W tym samym momencie ktoś zaskoczył mnie swoim głosem od tyłu.
- Co to za knucie? - Michał wyłonił się zza moich pleców, wyczuwając jakby temat naszej rozmowy.
- Ty masz zazdrosną dziewczynę, a ja chłopaka... - poklepałam Miśka po policzku, gdy ten już stanął przy mnie - Zibi, zawołaj ją tu! Chce ją poznać! - krzyknęłam ochoczo. Dawno już chciałam zobaczyć tę słynną Asię, o której tak wiele słyszałam i od Michała i od Angeli.
- Kogo poznać? - dopytał mój ukochany, marszcząc przy tym brwi.
- Joasię... - Zibi dodał nieśmiało bojąc się reakcji przyjaciela. Michał na bezczelnego wywrócił przy nim oczami.
- Dobra Pati, jak tak to ma wyglądać, to poznacie się w innych okolicznościach. - skrzywił się Zbyszek, odwracając się na pięcie. Miałam ochotę zabić Michała za jego reakcję. O dziwo moje zdenerwowanie podziałało.
- Czekaj stary! - zawołał do Bartmana, na co brunet przystanął w miejscu - Przepraszam. Podejdźcie do nas, chętnie porozmawiamy.
Zbyszek odwrócił się na moment i smutno się uśmiechając skinął twierdząco głową. Później zniknął gdzieś w tłumie fanów.

Takie też będą relacje z Laurą? Aż tak ciężko będzie nam porzucić dawne niesnaski?

                  Zibi wrócił do nas ze swoją narzeczoną. Po chwili rozmowy okazało się, że Asia to naprawdę przesympatyczna dziewczyna. Trochę nieśmiało wypowiadała się przy Michale - zapewne miała żal, że nie do końca uczciwie ocenił jej postępowanie z Moniką. Po chwili rozmowy wszystko jednak wyszło na prostą i maleńkie spięcia odeszły w niepamięć. Tym bardziej, że do rozmowy przyłączyła się moja zakręcona siostra, która również bezproblemowo potrafiła już zaakceptować blondwłosą piękność u boku jej pierwszej, rzeszowskiej miłości.
- Ej, kuźwa, mam pomysł! - ryknął niespodziewanie Zibi, oglądając się dookoła - Misiek, widziałeś gdzieś Włodara?
- Schodził do szatni... - Michał niepewnie odpowiedział Zbyszkowi na zadane pytanie, doszukując się w tym wszystkim jakiegoś głupiego planu.
- Bo zawsze chciałem pobawić się w swata... - ni stąd ni zowąd Zibi zrzucił hasłem, spoglądając na Angelikę.
- Nie. Nie! - krzyknęła w odpowiedzi siostra, powoli wycofując się w neutralne miejsce.
- Ale daj spokój, fajny chłopak! - zachęcał Bartman - Wolny, młody... O, właśnie tutaj idzie! Wojtunia, chono!
                  Prawie rozpłakałam się ze śmiechu przyglądając się tej komicznej scence. Zbyszek postawił młodą w takiej sytuacji, że nie miała wyjścia - musiała się przedstawić i poświęcić chwilę na rozmowę ze świeżo upieczonym reprezentantem naszego kraju.
- Jak mi się siostra zakocha, to uduszę! - pokiwałam palcem do Zbyszka i wszyscy wybuchnęli śmiechem. A młodzi? Młodzi wędrowali gdzieś po sali, nieśmiało ze sobą rozmawiając. Faktycznie, moja siostra zmieniła się nie do poznania.

*  *  *

- Nie chcę już jechać. - zamieniłam swoje usta w podkówkę, mocno przytulając się do klaty Michała.
- Jeszcze tydzień i znowu będzie mecz...
- Ileż można jechać na samych meczach! - warknęłam z pretensjami, usychając już z tęsknoty za Kubiakiem. Jeszcze stał przy mnie, a już mi go brakowało.
- Sezon reprezentacyjny to dla związku najgorszy czas, ostrzegałem... - pogładził mnie czule, próbując mnie uspokoić - Spotkamy się po meczu, bo przed mamy zakaz. Dobrze?
- Dobrze... - otarłam skrycie pojedynczą łzę, kryjąc swoje emocje.
- Ej, nie płacz mi! - uśmiechnął się delikatnie, gładząc mnie po policzku. Ja tylko westchnęłam ociężale.
- Kocham cię. - rzuciłam bez namysłu, jeszcze mocniej go do siebie przyciskając.
- Ja ciebie bardziej. - odpowiedział pocałunkiem w czoło, kołysząc nas z boku na bok. Zawsze mnie to uspokajało.
- Gołąbeczki, starczy tego! - krzyknął za nami Igła - Do wozu, Kubi!
- Już idę! - odpowiedział niechętnie Misiek, jeszcze raz mocno mnie przytulając - Nie płacz mi więcej. Kocham.
Nie zdążyłam nic nawet powiedzieć, gdy odwrócił się i wsiadł do autokaru. Stałam w bezruchu i nie chciałam robić nic. To mniej boli.
- Też cię kocham. - wyszeptałam wycierając policzki i podziwiając odjeżdżający, biały autobus.
                  W tym samym momencie poczułam wibrację telefonu. Pospiesznie szukając go w kieszeniach torebki cały czas miałam nadzieję, że to Michał. Okazało się być inaczej. Ktoś dzwonił z zastrzeżonego. Odebrałam niepewnie, mocniej pociągając nosem.
- Cześć, rozmawiam z Patrycją? - zapytał znajomy mi damski, smutny głos.
- Tak... - cały czas biłam się z myślami z kim rozmawiam - Przy telefonie.
- Z tej strony Klaudia, starsza siostra Laury. - od razu skojarzyłam o kogo chodzi, a w moim sercu pojawiła się nadzieja na zmiany.
- Cześć! Nie poznałam cię! - zaśmiałam się, samotnie idąc w stronę samochodu, gdzie czekała na mnie reszta rodziny - Laura ostatnio miała się ze mną skontaktować i do tej pory nie dała mi znaku...
- Laura nie żyje.

   ___________________________________________

  Naranjowa twórczość numer 23:

Budka Suflera - Za ostatni grosz.

___________________________________________

    Witam po kolejnej długiej przerwie, za którą serdecznie przepraszam.
Nie wiem, jak mam ocenić ten rozdział, więc zostawiam Wam pole do popisu. :) Zaskoczone obrotem spraw, czy to było do przewidzenia? Wakacje z Łaskami, śmierć Laury...
    Mam nadzieję, że jeszcze Was troszkę tutaj zawita i to nie ostatni raz. Do końca opowiadania zostało już bardzo niewiele, ale jeszcze będzie co czytać ;)

PS. Widzę się z kimś na Memoriale Wagnera w Krakowie? Taka impreza we własnym ogródku. Nie mogę się doczekać! :)

I jeszcze maleńka prywata: pozdrawiam mojego najwspanialszego i jedynego Miśka na ziemi, który czasem tu zagląda <3


| Ask | Siedem dni między nami było... | Twitter |  
Co na temat Naranji myślą inni? Przeczytaj! :)

Źródło: http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html